niedziela, 23 listopada 2014

Uwaga!

Kochani!

Bardzo was przepraszam za tak długą nieobecność, ale w moim życiu dzieję się teraz naprawdę bardzo dużo i niestety nie mam czasu na pisanie. Z ogromnym smutkiem muszę oznajmić, że na czas nieokreślony muszę zawiesić to opowiadanie. Nie wiem kiedy wrócę, ale mogę wam obiecać, że na pewno wrócę! Kiedy to nastąpi z całą pewnością Was o tym poinformuję, a tymczasem życzę Wam wytrwałości w pisaniu! Pozdrawiam bardzo gorąco.

Wasza aG.x! ;**

poniedziałek, 29 września 2014

ROZDZIAŁ III


Kwiecień

Organizm ludzki jest jednym z najbardziej zaskakujących systemów na tym świecie. Milionowe komórki łączą się w złożone organy, a te w układy, które funkcjonują w sposób przechodzący nasze pojęcie. Ta spójna struktura potrafi dostosować się do prawie każdych warunków, potrafi wyjść cało z niejednych opresji, a jej fenomen doceniany jest podczas wszelkich zaskakujących sytuacji. Są jednak takie okoliczności, kiedy staje się kruchy i niezdolny do własnej obrony. Emilia należała do tych osób, które na swoje nieszczęście, doskonale się o tym przekonały. Straciła ojca, którego organizm był zbyt kruchy, aby przetrwać wypadek samochodowy. Żegnając go, jej organizm nie był w stanie wytrzymać tego straszliwego bólu, czego skutkiem była utrata przytomności.
Leżała teraz w szpitalnym, białym łóżku, w pustej sali. W jej lewym nadgarstku został wkłuty wenflon, który wsączał do jej organizmu wodę z witaminami, ze stojącej obok kroplówki. Dzień zbliżał się ku końcowi, czego dowodem były różowo-pomarańczowe smugi malujące się na niebie. Emilia zajęta obserwowaniem tego widoku za oknem, nie wykazywała żadnych funkcji życiowych. Gdyby nie drobny fakt, że co kilka milisekund mrugnęła powiekami, można było pomyśleć, że... nie żyje. Jej blada twarz stapiała się z jasnością białej poduszki, jedynym kontrastem były jej falowane, kasztanowe włosy, które były teraz rozsypane na materiale. Chabrowo-zielone oraz żywe dotychczas oczy, były teraz przygaszone i zamglone. Do sali weszło dwóch lekarzy, kobieta i mężczyzna, oraz matka Emilii.
– Jak się teraz czujesz, Emilio? – zapytał mężczyzna.
Emilia przeniosła na niego swój mętny wzrok. Uśmiechał się pogodnie, a w wyniku tego w jego kącikach oczu zebrały się drobne zmarszczki. Dziewczyna wpatrując się w jego brązowe tęczówki, wzruszyła niedbale ramionami i powróciła do obserwowania widoku za oknem.
 – Mam tu twoje wyniki badań. – Zaczął wertować kartki, które trzymał w ręku. – Większość badań jest w normie, lecz jesteś odwodniona oraz osłabiona przez zaprzestanie przyjmowania pokarmów – poinformował i przeniósł na nią wzrok. – Prosiłbym, abyś już tego nie robiła i zaczęła się normalnie odżywiać. Umowa stoi?
– OK – wymamrotała od niechcenia dziewczyna. 
– Cieszę się. Razem ze mną przyszła pani psycholog, która chce z tobą porozmawiać. – Zerknął w jej kierunku. – Z mojej strony to wszystko. Mam nadzieję, że dotrzymasz naszej umowy. Za godzinę przyjdzie pielęgniarka i zdejmie ci kroplówkę, po czym wypisze cię do domu. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, kochanie – uśmiechnął się i ścisnął dłoń Emilii, a następnie wyszedł z sali.
– Dzień dobry, Emilio – uśmiechnęła się. – Mam nadzieję, że uda nam się porozmawiać. – Odwróciła głowę do matki Emilii. – Czy mogłabym prosić panią o opuszczenie sali? – zapytała spokojnie.
Kobieta kiwnęła głową na potwierdzenie. Przed wyjściem podeszła jeszcze do córki i ucałowała ją w czoło.
– Może zaczniemy od tego, że krótko opowiesz mi coś o sobie, tak abyśmy mogły się poznać? – zaproponowała kobieta.
Emila zignorowała to pytanie i nawet nie drgnęła.

– To może ja pierwsza zacznę – wysunęła propozycję. – Nazywam się Justyna Mrożek. Siedem lat temu skończyłam studiować psychologię. Przed tobą matury, więc niedługo również będziesz studentką. Na jaki kierunek chciałabyś pójść? – zapytała, lecz Emilia nadal milczała. Kobieta przymknęła oczy. – Kochanie, musisz ze mną współpracować, inaczej ciężko będzie mi ci pomóc.
Cisza.
– Zacznijmy od czegoś łatwiejszego. Jak się dzisiaj czujesz? – lekarka podjęła kolejną próbę.
Emilia niechętnie odwróciła w jej stronę głowę. Spojrzała na kobietę. Była młodą, szatynką o krótko ściętych włosach.
– A jak pani myśli? Jak mogę się czuć po stracie najważniejszej osoby w moim życiu? – dziewczyna w końcu odpowiedziała.
– Rozumiem, że jest ci ciężko, ale musisz to z siebie wyrzucić. Uwierz mi, poczujesz się lepiej.
Dobrze się czuję, w takim stanie jak teraz – Emilia lekko się poirytowała.

Nie do końca, jeśli przestałaś jeść. Wiesz, że to może się gorzej skończyć? – zapytała szatynka.

Wiem. Już doktorowi obiecałam, że zacznę jeść. Słyszała pani przecież – dziewczyna przewróciła oczami.

Cieszę się bardzo. Jednak widzę, że jesteś bardzo oporna na rozmowę. Mam dla Ciebie propozycję.

Niby jaką? – zainteresowała się, bardziej od niechcenia.

Jeśli ciężko ci wypowiedzieć co cię dręczy od środka, przenieś to na papier. – Kobieta wyciągnęła z torebki kolorowy notatnik i wręczyła go Emilii. – Zapisuj tam wszystkie swoje emocje, wydarzenia oraz wszystko to, co chodzi ci po głowie. Daj temu wszystkiemu upust – uśmiechnęła się.

Dziewczyna wzięła do ręki notatnik i zaczęła się w niego wpatrywać, jakby był dla niej rzeczą nieznaną, jakby nie wiedziała, co ma z nim zrobić. Kobieta natomiast wstała i skierowała się do wyjścia.

I to wszystko? Żadnych głupich i męczących pytań? Żadnych spotkań? Mam tylko prowadzić sobie pamiętniczek? – zapytała zanim kobieta zdążyła opuścić salę.

Tak, jeśli nie chcesz rozmawiać, to jest najlepsze wyjście. Oczywiście bez spotkań się nie obejdzie. Następne masz w przyszłym tygodniu, może wtedy uda nam się więcej porozmawiać – odpowiedziała krótko, po czym wyszła z sali.

Emilia odłożyła notatnik na białą szafkę, znajdującą się tuż obok jej łóżka. Posłała mu jeszcze jedno krótkie spojrzenie.

Polska służba zdrowia – prychnęła z pogardą, po czym powróciła do obserwowania widoku za oknem.

Słońce już całkowicie zaszło, a świat pogrążył się w granatowych i czarnych odcieniach nocy. Nie minęła chwila jak do pokoju dziewczyny weszła pielęgniarka. Niska i żwawa kobieta, w wieku koło pięćdziesiątki. Jej twarz pokryta była drobnymi zmarszczkami, co według opinii Emilii dodawało jej uroku i przyjemnego wyrazu twarzy.

Lepiej już się czujesz, Słoneczko? – zapytała z pogodnym uśmiechem na twarzy.

Tak, dziękuję.
Zdejmę ci kroplówkę i już możesz wracać do domu – złapała za chudą dłoń Emilii. – Twoja mama załatwia już wszelkie formalności.




***


Po powrocie do domu, pierwszą czynnością jaką wykonała Emilia, było skierowanie się do kuchni. Nie wiadomo czy ten ruch spowodowany był obietnicą powrócenia do regularnego spożywania pokarmów, czy stan psychiczny i fizyczny dziewczyny w końcu wracał do normalności. Już od samego przekroczenia progu domu, można było wyczuć piękne i aromatyczne zapachy unoszące się niewidzialną poświatą, uwodzące nozdrza i zwodzące wprost do jego źródła. Można śmiało stwierdzić, że ani obietnica, ani powrót do zdrowia nie miały takiej siły przebicia jak te cudowne zapachy, które z całą pewnością były główną przyczyną takiego zachowania nastolatki. Oczywiście, całym złoczyńcą tego zamieszania była babcia Emilii. Matka jej zmarłego ojca, która zaraz po nim była najważniejszą osobą w jej życiu. Staruszka była niesamowicie pogodną i optymistyczną osobą. Jej świat zawsze malował się wszelkimi barwami i pogodnymi myślami. Stanowiła bardzo ważne oparcie w życiu swojej wnuczki. Dziewczyna, gdy tylko ją ujrzała momentalnie rzuciła się w jej ramiona.
Już dobrze, skarbeńku – pogładziła wnuczkę po włosach. – Upiekłam dla ciebie twój ulubiony jabłecznik – szepnęła, po czym odprowadziła Emilię do stołu i zajęła się nakładaniem ciasta na talerze. 
Jadły w ciszy, wymieniając się tylko pocieszającymi uśmiechami i spojrzeniami. Nie sprawiało im to żadnego poczucia niezręczności. Słowa nie były potrzebne, miały siebie i to było w tym momencie najważniejsze. Emilii wrócił apetyt, zjadła trzy duże kawałki ciasta z tak samo dużą porcją lodów waniliowych. Z każdym pochłanianym przez nią kawałkiem, w oczach Jadwigi pojawiały się nowe iskierki radości. Kobieta cieszyła się, że jej wnuczka zaczęła ponownie jeść.  
Dziękuję – odezwała się Emila, kiedy na jej talerzu zostały tylko same okruszki. – Cieszę się, że jesteś z nami – nachyliła się i ponownie objęła staruszkę. 
Zanim opuściła kuchnie i skierowała się do swojego pokoju, nałożyła sobie jeszcze dwa duże kawałki ciasta na talerz, czym jeszcze bardziej ucieszyła zarówno swoją babcię, jak i matkę. Z pełnym żołądkiem i odrobinę lepszym samopoczuciem ponownie zniknęła za drzwiami swojego pokoju. 


_________________________
Hej!
Witajcie moi drodzy czytelnicy po tak długiej przerwie. Zanim zacznę się tłumaczyć, co ze mną się działo przez ten czas, chciałabym was bardzo przeprosić za tą nieobecność. Te dwa miesiące minęły mi niemiłosiernie szybko. W sierpniu byłam zajęta pracą, stąd zero czasu na jakiekolwiek pisanie. Następnie wrzesień, szkoła, klasa maturalna. Wszystkie to tak mnie pochłonęło, że nie dałam rady nawet wejść tutaj na bloggera. Czas znalazłam dopiero teraz, w ostatnim tygodniu września i bez żadnych kłamstw oświadczam, że od razu usiadłam do pisania, ale tutaj znowu zaczęły się problemy. Słowa się nie kleiły, tekst brzmiał sucho i wychodziła ogólna klapa. Dlatego dzisiejszy rozdział nie należy do najlepszych, ale musiałam go w końcu opublikować, zanim opuścicie mnie na zawsze! Początkowo miał wyglądać całkiem inaczej, tak jak i dwa przyszłe rozdziały, ale ze względu na to, że mam trudności z ich napisaniem postanowiłam, że je trochę skrócę i przyśpieszę akcję. 
Już bez zbędnego ględzenia zapraszam do komentowania! :) 
Całuję! ;**

 

piątek, 1 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ II

Kwiecień

Czasami życie stawia nas w takim momencie, że przestajemy czuć, iż żyjemy. Bodźce ze świata zewnętrznego do nas nie docierają. Nie panujemy nad własnym ciałem. Nie funkcjonujemy poprawnie. Nie czujemy nic poza pustką oraz bezradnością. W takiej sytuacji znajdowała się właśnie Emilia, która siedziała przy oknie w bezruchu, patrząc pustym wzrokiem na poruszane przez wiatr zielone sosny.
– Kochanie, już czas – zwróciła się do niej matka, jednocześnie budząc ją z letargu.
Emilia powolnie odwróciła głowę i obdarzyła swoją rodzicielkę obojętnym spojrzeniem. Jeszcze raz spojrzała przez okno, jakby żegnając się z ciemnozielonym lasem, a następnie nieśpiesznie wstała. Razem z matką znajdowała się w pomieszczeniu na wzór poczekalni, lecz zamiast plastikowych krzeseł ustawionych w rząd, znajdowały się tu dwie szare kanapy oraz drewniany stolik. Pokój ten mieścił się obok kaplicy cmentarnej oraz był przeznaczony dla najbliższej rodziny zmarłego. Emilia chwyciła swoją bladą i chłodną dłonią za klamkę, lecz nie nacisnęła jej. Nie mogła tego zrobić. Nie była jeszcze przygotowana, aby zmierzyć się z tą rzeczywistością. Z zewnątrz wyglądała na opanowaną osobę, która dzielnie znosi te wszystkie dramatyczne chwile. Tymczasem wewnątrz działy się prawdziwe tragedie. Rozrywający ból, tęsknota, bezsilność to tylko nieliczne uczucia, które się w niej kłębiły. Przyodziewając maskę obojętności, mogła liczyć na spokój, oszukując wszystkich wkoło, że z nią jest wszystko w porządku. Było to nawet łatwe, ponieważ cała rodzina zajęta była przygotowywaniem pogrzebu jej ojca, przez co niepostrzeżenie mogła się usunąć z drogi i bezpiecznie zamknąć w pokoju. Przez ostatnich kilka dni spędzała w nim naprawdę dużo czasu, głównie na leżeniu i płakaniu, bądź bezcelowym patrzeniu w sufit lub za okno. Przestała chodzić do szkoły, spotykać oraz kontaktować się ze znajomymi. Straciła całkowicie apetyt. Jej jedynym posiłkiem, przez te pięć dni były trzy jogurty oraz owsianka, do której zmusiła ją dzisiaj matka. Przestała odczuwać głód oraz jakiekolwiek uczucia. Nie czuła nic poza bólem. Wewnętrznym bólem, który nawet ciężko opisać. Znają go tylko ci, którzy doświadczyli równie tragicznych przeżyć. Stała się cieniem człowieka, zarówno przez emocje, jak i brak apetytu. Jej wytrenowane dotąd ciało, stało się wychudzone oraz wątłe, a straciła na wadze zaledwie pięć kilogramów.
– Córciu, musimy już iść. – Matka złapała ją jedną ręką za ramię, a drugą położyła na jej dłoni, jednocześnie naciskając za nią na klamkę.
Emilia wciągnęła gwałtownie powietrze, tak jak wtedy, kiedy w sytuacjach zagrożenia organizm broni się przed jego utratą. Dziewczyna broniła się przed tym, co ma nastąpić. Ten fakt paraliżował całe jej ciało. Kobieta widząc reakcję córki, objęła ją ramieniem i lekko pchnęła, jednocześnie zmuszając do ruszenia na przód. Idąc korytarzem, przez tę krótką chwilę, przez głowę Emilii przebiegła prawdziwa burza myśli. Pełno pytań, zwątpień oraz niedopowiedzeń. Najlepiej zawróciłaby na pięcie i wybiegła jak najdalej od tego miejsca, ale czy później nie żałowałaby swojej decyzji, tracąc ostatnią z możliwych szans na pożegnanie się z ojcem? Zacisnęła mocno swoje pięści, nie zwracając najmniejszej uwagi na wbijające się prawie do krwi paznokcie. Powolnie wypuszczając powietrze z płuc, przekroczyła próg kaplicy. Pomieszczenie, mimo iż nie było za dużych rozmiarów, wypełnione było przez rodzinę, przyjaciół oraz znajomych jej taty z pracy. Ich wszystkie spojrzenia skupiły się na dziewczynie. Jednych zapłakane, innych współczujące. Zmierzając środkiem, do ławki wyznaczonej dla najbliższej rodziny, czuła na sobie każde z nich. Przeszywające oraz wypalające każdy centymetr jej drobnego ciała. Jednakże, w jednej chwili wszystko przestało mieć znaczenie. W chwili, gdy dwa metry przed sobą ujrzała otwartą trumnę, w której leżał jej ukochany tatuś. Ubrany w idealnie skrojony garnitur, z rękami założonymi na piersi. Jego twarz, pokryta przebijającymi spod makijażu zadrapaniami i skaleczeniami, wyrażała spokój. Emilia, wchodząc po trzech schodkach na podest, zbliżyła się do trumny. Wyciągnęła drżącą rękę, przejechała nią po brzegu ciemnego drewna i już miała przenieść ją na złożone dłonie ojca, lecz gwałtownie ją cofnęła. Bała się tego, co ten gest może przynieść. Bała się poczuć zimną i drętwą skórę, gdy w głębi serca czuła i pamiętała jeszcze jego żywy i ciepły dotyk. Bała się, że gdy teraz go dotknie, te wspomnienia znikną. Dziewczyną zawładnął głośny i porywisty szloch. Osunęła się na kolana i opierając ręce oraz głowę o trumnę, zaniosła się rozpaczliwym płaczem. Jej bariera opanowania pękła, dając upust każdemu z przytłaczających ją uczuć.
Już dobrze kochanie, no już – zwróciła się do niej matka. Ukucnęła koło córki i pogładziła ją po plecach. – Usiądźmy w ławce, zaraz zacznie się msza. – Pomogła jej wstać, po czym obie udały się do ławki.
Jednak Emilia nie mogła się już na niczym skupić. Zanim wybudziła się z kolejnego letargu, zdążyła skończyć się msza oraz odbyć pochód za trumną. Przed nią kolejny tragiczny wątek dzisiejszego dnia, a mianowicie pogrzebanie trumny w ziemi. To ostatni etap, po którym jej ojciec już na zawsze będzie tylko wspomnieniem. Do jej oczu znowu zaczęły napływać piekące łzy. Rozbrzmiały dźwięki trąbki, grającej pieśń żałobną, a Emilia patrzyła jak trumna obniża się coraz niżej, by następnie niknąć z cichym i tępym odgłosem, pod zwiększającą się warstwą ziemi. Dziewczyna wydała cichy jęk. Nadal nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Z całego serca modliła się, aby to był tylko zły sen, który zaraz zniknie, a ona ze łzami w oczach pobiegnie do sypialni rodziców i ujrzy tam swojego kochanego tatę. Niestety, nic takiego nie miało miejsca, zamiast tego poczuła nasilający się ciężar na klatce piersiowej, przez co musiała zwiększyć szybkość swojego oddechu, lecz to nic nie pomagało. Czuła jak coraz bardziej zaczyna brakować jej tchu, a świat przed jej oczami zaczyna wirować. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Jej nogi zrobiły się jak z waty, przez co nie mogła na nich stabilnie stać. Nim się zorientowała, padła z impetem na ziemie, tracąc kontakt ze światem oraz przytomność. 

______________________________
Witajcie!
Dziś przychodzę do was z drugim rozdziałem. Emilia cały czas przeżywa trudne chwile i chyba jeszcze ją trochę pomęczę :P A co, jestem wredna i zła :D Właściwie to nie ma sensu, abym tu paplała głupoty. Powiem tylko, że zapraszam do komentowania i wyrażania swojej opinii co sądzicie o tym rozdziale! :)
Całuję! ;**


czwartek, 17 lipca 2014

ROZDZIAŁ I

Kwiecień

Dziewczyna kręciła się po opustoszałych uliczkach już od dwóch godzin. Nie spostrzegła nawet, że słońce dawno już zaszło, a na zewnątrz zrobiło się całkowicie ciemno. Nie przeszkadzała jej coraz niższa temperatura, pomimo iż miała na sobie tylko cienki, beżowy sweterek. Kwiecień, co prawda był w tym roku bardzo ciepłym miesiącem. W dzień słońce nagrzewało powietrze do dwudziestu czterech stopni Celsjusza, ale noce nadal bywały chłodne. 
„– Kotek, wybacz, ale tak będzie lepiej. Przyznaj sama, że przez ostatni czas w ogóle nam się nie układało. Ty ciągle w książkach, ja w tygodniu na uczelni sto kilometrów stąd, a w weekend do wieczora w pracy. Ciągle się mijaliśmy, nasz wspólny czas przestał całkowicie istnieć. My przestaliśmy istnieć. To będzie najlepsza decyzja. – dodał niepewnie. – Poza tym, skarbie zmieniłaś się.
– Co? Niby jak? – zapytała zdezorientowana. 
– Teraz liczy się dla ciebie tylko nauka. A wesoła, zabawowa i nieprzewidywalna Emila zniknęła, już dawno – odpowiedział, lekko się smucąc.”
Te słowa odbijały się jak echo w Emilii głowie. Nadal nie docierało do niej, że Bartek tak łatwo się poddał i wybrał najprostszy sposób. Nie rozumiała dlaczego jej nauka tak mu przeszkadzała. Matura zbliżała się wielkimi krokami, więc naturalne było to, że musiała poświęcić jej więcej czasu. Przecież to tylko miesiąc, nie mógł wytrzymać tego czasu, tylko od razu z nią zrywać? Poza złamaniem jej serca, Bartek bardzo zawiódł Emilię swoim zachowaniem. Zawsze uważała go za ułożonego mężczyznę, który nigdy nie podejmował pochopnych decyzji. Walczył ze wszystkim do końca, a teraz tak łatwo się poddał, bo przez ostatnie miesiące niewiele się widzieli. Emilia nie mogła tego pojąć. Co z ich wspólną przyszłością? Przecież po maturze miała również przeprowadzić się do Poznania, gdzie chciała studiować architekturę. Wtedy wspólnie by zamieszkali i mieli cały wolny czas tylko dla siebie. Z zamyślenia wyrwał ją stary, warczący samochód, który z impetem skręcił w uliczkę przy której się znajdowała. Dziewczyna po raz kolejny wytarła brzegiem swetra natrętne łzy, spływające po twarzy. Wyciągnęła z torebki telefon i spojrzała na jasny wyświetlacz, orientując się, że jest już po godzinie dwudziestej drugiej. Zauważyła też pięć nieodebranych połączeń od swojej matki. Kobieta pewnie jak zawsze mocno histeryzowała późną godziną. Strasznie nie lubiła, gdy jej córka przebywała poza domem po godzinie dwudziestej drugiej. Emilia podniosła głowę i rozejrzała się wkoło. Była w okolicy, w której mieszkała. Widocznie włócząc się po mieście, podświadomie kierowała się w stronę domu. Postanowiła, więc że nie będzie oddzwaniać tylko wróci szybko do domu. Nagle na jej twarzy pojawił się niewinny uśmiech, spowodowany myślą, że dzisiaj jest dzień powrotu jej ojca z delegacji. Nie pragnęła teraz niczego innego jak znaleźć się w silnych objęciach ojca, które złagodziłby ból rozsadzający ją od środka. Nie było go zaledwie pięć dni, a tak bardzo za nim tęskniła. Od zawsze miała lepszy kontakt z ojcem niż z matką. On zawsze doskonale ją rozumiał. Potrafił wyczytać wszystkie jej uczucia z samych oczu, słowa nie były potrzebne. Z matką nigdy nie wytworzyła tak silnej więzi.
Przyspieszyła kroku i już po pięciu minutach była w domu. Zanim nacisnęła klamkę, wytarła jeszcze policzki, które były mokre przez pojedyncze łzy. Ledwo przekroczyła próg, usłyszała głos matki:
– Emilia, to ty? – ujrzała wychodzącą matkę z kuchni. 
Jej widok mocno ją zaniepokoił. Kobieta była roztrzęsiona, miała czerwone i podpuchnięte oczy, a jej ręce drżały. Na widok córki zaniosła się głośnym szlochem. Podeszła do dziewczyny i mocno ją przytuliła.
– Mamo, co się stało? – zapytała, przestraszonym głosem.
– Córciu, kochanie – lamentowała – Twój ojciec miał wypadek samochodowy.
– Co? Jest cały? – zapytała drżącym głosem, lecz matka nie odpowiadała – Mamo! Czy tacie coś się stało?! –podniosła głos.
Kobieta odsunęła się od córki, nadal trzymając ją za ramiona i spojrzała głęboko w jej oczy. Patrząc na nią nie wytrzymała i wybuchła jeszcze większym płaczem, zakrywając jedną dłonią usta. Emilii zrobiło się słabo, nie mogła wytrzymać tego napięcia. Chwyciła matkę za twarz i podniosła ją do góry, aby na nią spojrzała.
– Mamo, czy z tatą jest wszystko dobrze? – ponownie zapytała, próbując zachować spokój.
Twój ojciec... nie żyje – wydusiła na jednym tchu, po czym podparła się o ścianę w przedpokoju.
Dziewczyna pustym spojrzeniem patrzyła przed siebie, nie ruszała się, jakby przetwarzając wszystkie usłyszane przed chwilą słowa. Nie wierzyła, że to może być prawda. To było zbyt straszne, żeby mogło być prawdą. Cofnęła się o krok, potykając się o schodek, na który chwilę później się osunęła. Będąc w ciągłym szoku, próbowała poukładać sobie te wszystkie straszne informacje, które przed momentem usłyszała. Jej ukochany tatuś miał wypadek samochodowy, wypadek, w którym stracił życie. Emilia podciągnęła kolana pod brodę i zasłaniając dłońmi twarz zaniosła się głośnym płaczem.  Jej ciało ogarnięte intensywnym szlochem, zaczęło mocno drżeć. Straciła najważniejszą osobę w jej życiu. Osobę, w której zawsze znajdowała oparcie, pocieszenie oraz zrozumienie, niezależnie do sytuacji. To tak jakby stracić bardzo ważną cząstkę własnego siebie. Cząstkę, w której na zawsze pozostanie pustka i ból.
Chodź, zrobię ci herbatę na uspokojenie – kobieta złapała Emilię za rękę, chcąc ją podnieść.
– Nie chcę – wyszarpnęła ramię z uścisku matki – Chcę zostać sama! – podźwignęła się i wbiegła po schodach do swojego pokoju.
Ciężko rzuciła się na łóżko, schowała twarz w poduszkę i zaczęła głośno w nią krzyczeć. Chciała wykrzyczeć cały ten ból, który zgromadził się w jej ciele przez cały dzień. To był najgorszy z możliwych dni w jej życiu. Straciła dwie bliskie i ukochane dla niej osoby. Najpierw Bartka, z którym wiązała swoją przyszłość, teraz ojca, nie tylko rodzica, ale również przyjaciela.  Kiedy opadła już z sił, zwinęła się w kłębek oraz niedbale naciągnęła na siebie kołdrę. Ciągle jeszcze łkając, wykończona i przeszyta wewnętrznym bólem, pogrążyła się we śnie. 

_____________________________
Hej!
Witajcie po dość długiej przerwie. Planowałam ten rozdział opublikować o wiele wcześniej, ale z przyczyn ode mnie niezależnych (nagły pomysł rodziców na remont), publikuję go dopiero teraz. Mam nadzieję, że wasze męki i cierpienia związane z czekaniem będę wynagrodzone jakością tekstu.
Nowa historia, nowe przygody i kolejny czas spędzony ze mną. Oby to opowiadanie przyniosło mi taki sam sukces jak poprzednie. Bez zbędnego rozwlekania, zapraszam do czytania i oceniania w komentarzach. Liczę na Was!
Całuję! ;** 

sobota, 21 czerwca 2014

Prolog

15 kwietnia 2013r.
Poniedziałek



Dlaczego tak jest, że w pewnym momencie człowiek traci wszystko co mu się w życiu najprzyjemniejszego przytrafiło? W jednym momencie potrafi wszystko się zawalić, przygniatając go ogromem zła istniejącym na tym świecie, w taki sposób, aż braknie tchu w płucach. Człowiek próbuje wtedy zażarcie walczyć o ten jeden życiodajny oddech, ale całe to zło i smutek bezwzględnie to uniemożliwiają. Zabawne jak cały ten otaczający nas świat potrafi zmienić życie człowieka, a następnie powoli i bezlitośnie dobierać się do niego samego, pozbawiając wszystkiego co w nim najpiękniejsze. Bez skrupułów, kawałek po kawałku.